sobota, 25 maja 2013

Narzekanie i Przygody Hipotetycznej Sudanki cz.1 (by Marta)

Jak niektórzy wiedzą, dorobiłam się kontuzji i ostatnio nie biegam. Będę musiała nadrobić stracone treningi, ale że ostatnio muszę być mistrzem nadrabiania we wszystkich kategoriach swojego życia, próbując je niezdarnie skleić w jakąś całość, jeszcze jedna rzecz,  z którą będę musiała podgonić mi nie straszna!
...
Kogo ja próbuję oszukać? Oczywiście że obgryzam pazury i robię w gacie. Dla mnie tydzień bez biegania będzie prawdopodobnie oznaczał, że wrócę do puntu zero, albo przynajmniej jakoś blisko niego. A tu zbliża się mój pierwszy w życiu bieg na 5 kilometrów, a potem? Kto wie? Ja jeszcze nie wiem. Staram się skupić na celu, który mam na czubku swojego nosa, nigdzie dalej, bo inaczej dostaję ataku panicznej czkawki (tak, istnieje coś takiego! Jestem żywym przykładem, że istnieje, nie moja wina, że nie ma na jej temat żadnych medycznych publikacji). Zawsze gdzieś tam, daleko, miga mi królewski dystans 42 km, i te wszystkie kropelki, które chciałabym zebrać, ale myślę, że trzeba mieć w sobie trochę pokory. Mówię z perspektywy kogoś, komu los właśnie wsadził do buzi bardzo dużą łyżkę tego specyfiku.

Myślę, że należy tutaj napisać coś nowego, jeszcze nie napisanego, coś czego nikt się nie spodziewa. Darować sobie agitowanie o wsparcie naszej sprawy, dołożenie kilku kropelko-złotówek, narzekanie, że początki biegania nie są takie łatwe i tak dalej, i tak dalej. Bo ile można o tym pisać? A przede wszystkim - ile można o tym czytać? Chociaż ze zdziwieniem, jak również ciepłym uczuciu dumy rozpływającym się w okolicy łopatek, muszę stwierdzić, że wciąż ktoś do nas zagląda.

No dobra, skoro już napisałam wstęp na pół strony (jak wiadomo wszyscy uwielbiają wstępy dłuższe od samej treści) ta da da dam ta dam! (tutaj wstawić sobie dźwięk werbli):
 
Przygody Hipotetycznej Sudanki i jej wiernego psa Szakala cz.1 

Bardzo hipotetyczna Sudanka stanęła przed swoją jeszcze bardziej hipotetyczną glinianą chatką i westchnęła.
- Dlaczego wszyscy hipotetyczni Afrykanie muszą mieszkać w takich cholernych gliniankach? - spytała jakby nikogo, a jednak odpowiedział jej cienki głosik:
- Eee... Lepsze to, niż blacha falista w slumsach. W tym to dopiero można się ugotować - odparł hipotetyczny pies o wdzięcznym imieniu Szakal - To co, wchodzimy? - pies trącił Sudankę nosem.
- Oj no, jak musimy.
W środku stał plastikowy baniak na wodę, miotła, mata do spania i garnek.
- No majątek, nie powiem, poszczęściło nam się - Sudanka opadła swobodnie na matę.
- No garnek mamy, to lepiej niż ostatnio - Szakal węszył wokół szukając ukrytych skarbów.
- Ostatnio czyli kiedy?
- Wtedy, kiedy nie mieliśmy garnka.
- Co racja to racja. Wcześniej garnka nie było. Teraz jest.
Pies położył się obok Sudanki i zaczęli czekać. Europejczycy nie znają się na czekaniu, ciągle gdzieś się śpieszą, coś chcą na teraz, wszystko na już, a Afrykanie? Nawe tacy hipotetyczni, nie mający racji bytu w rzeczywistości, są mistrzami czekania. Czekanie jest umiejętnością, która nabywa się z wiekiem. Krew w człowieku czekającym spowalnia, oddech robi się płytszy, organizm oszczędza, przestawia się na opcje 'stend-by', myśli wiszą, a nie przemykają przed oczyma z prędkością światła. Tylko wtedy można taką myśl rozebrać na części pierwsze, obrócić ją, zobaczyć co się pod nią kryje, i krzyknąć (w duchu, bez wydawania dźwięków) "Acha! Przyłapała babcia dziadka w lasku!"*. W stanie czekania podświadomość nie może nam nic dyktować, ponieważ mając na to czas, potrafimy zidentyfikować prawdziwe motywacje naszych myśli a co za czym idzie zachowań. Chociaż jak człowiek czeka, to za bardzo się nie zachowuje, bo czeka.

Sudanka właśnie obracała w kółko myśl o zimnej Coca Coli i ciesząc się tym, że jako nieistniejąca Afrykanka może Coca Colę traktować dalej jako coś nieosiągalnego, ale cudownego a nie jako przeklętą cukrową bombę kaloryczną, która może prowadzić tylko i wyłącznie do cukrzycy, nadwagi i przedwczesnego zgonu. Uśmiechnęła się do siebie. Jednak są jakieś plusy. Szakal wstał i stanął przy wejściu.

- Mamy Gościa - stwierdził.
- Nie, nie mamy - odparła Sudanka, która z maty widziała przestrzeń całej chaty.
- No, ale będziemy mieli - obstawał przy swoim Szakal
- Tak, to jest możliwe. Ale dowiemy się tego dopiero... - Sudanka nie zdążyła dokończyć, bo w otworze drzwiowym pojawiła się okrągła czarna głowa.
- Witaj - stwierdziła głowa i nie czekając na pozwolenie wlazła do środka.
- To co, idziesz z nami po wodę? Widzę że baniak masz pusty - spytała głowa z dołączoną już resztą części tworzących kobietę.
Sudanka wstała, niechętnie zabrała pojemnik na wodę i wyszła za kobietą.

C.D.N

*Hipotetycznie sudańskie powiedzenie mające odpowiednik w greckim "eureka!"

Pisałam ja, Marta :-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz