niedziela, 19 maja 2013

IV (w moim życiu I) Bieg Papiernika za nami!!


Kochani nie wyobrażam sobie aby nie opisać dzisiejszego dnia, dzisiejszego biegu i wszelkich emocji z tym dniem związanych. Nie wiem od czego zacząć, myślę, że najlepiej od początku. Wzięłam się za pisanie o tak późnej porze, któraś w nocy z dwóch powodów:

  1. Z powodu braku czasu, (jak zwykle), intensywny dzień za mną, sporo się działo oraz
  2. Z powodu emocji jakie dziś przeżyłam. Nadal jestem bardzo podekscytowana i nie wiem jak zasnę.

Jestem rodowitą kwidzynianką i w naszym mieście powstał Bieg Papiernika na 10 km, biegam od trzech lat i nigdy wcześniej nie mogłam w nim wziąć udziału. Wyobrażacie to sobie!? W Twoim mieście jest bieg i nie możesz pobiec, szlag mnie trafiał! Ale cóż, nie miałam innego wyjścia jak poczekać do ukończenia 18-u lat i pokazać na co mnie stać! Tak, tak, dobrze się domyślacie niedawno skończyłam 18 lat.

W końcu nadszedł ten wielki dzień. Rano jako prawdziwa biegaczka z wysoko uniesioną głową leciałam na start, ha co to za radość! Były to I zawody w tym sezonie biegowym, jak na I start można zaliczyć go do udanych. Pogoda była wymarzona, ale dla kibiców, nie dla biegaczy. 30 stopni w słońcu, a w cieniu to chyba jeszcze więcej. Biegłam i czułam jak się ładnie rumienie. Nie ma nic lepszego jak doping w postaci dzieciaków, którzy krzyczą z całych sił „dawaj, dawaj, jeszcze kawałek!”, „dasz radę!” I jak tu nie dać rady? Przecież nie padniesz, tak więc endorfinki od razu skaczą i lecę do mety. O czym ja miałam jeszcze wspomnieć? O pięknym słonecznym dniu było, aa kolejnym wspaniałym aspektem tej imprezy była kolejna możliwość spotkania „starych”, dobrych znajomych biegaczy. Tak naprawdę się nie znamy, ale ciągle się spotykamy na tych samych zawodach , tak więc nie wyobrażam sobie nie porozmawiania na różne tematy. Można powiedzieć, że troszkę się znamy i jesteśmy jak jedna, wielka rodzina. Dzisiaj aż brakowało czasu na rozgrzewkę, z każdym się chciało porozmawiać. Aż byłam zła, że muszę kończyć bo trzeba się rozgrzać bo start tuż, tuż. Na szczęście po biegu byliśmy jeszcze w stanie zamieć kilka słów. Doszło już do tego, że mam drugą rodzinę, właśnie biegową. Mam mamę, tatę oraz dziadka biegaczy. Zazwyczaj jeździmy wspólnie na zawody i tak się utarło. Najśmieszniejsze w tym wszystkim, a może i najstraszniejsze jest to, że prawdziwi rodzice kompletnie nie mają do czynienia ze sportem. Więc nie miałam wyjścia i znalazłam sobie nowych.

No cóż wynikiem nie ma się co chwalić, gdyż bywały lepsze, ale dziękuje chłopakom na trasie którzy mnie dzielnie wspierali i polewali wodą. Dziękuje Wam!! Pozdrawiam także wszystkich biegaczy którzy to czytają i wiedzą co to znaczy suchość w ustach, oraz pragnienie wody. Patrząc z perspektywy sytuacji w Sudanie to sobie nie wyobrażam żyć tak jak oni i nie mieć bezpośredniego dostępu do wody. Kurcze po biegu nie wypić? Hello? Wyobrażacie to sobie? Tak więc myślę, że nie ma co czekać tylko im pomóc wybudować tą studnię, aby mieli ten komfort, albo chociaż namiastkę tego co my.

Pozdrawiam i zachęcam do symbolicznych wpłat;)
Monika

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz