wtorek, 7 maja 2013

Kasia pisze w KnK! Gdzie nie spojrzysz - biegają!

Zaliczam się do grupy osób biegających poziomu przedszkolnego. Piszę to z dumą, bo jeszcze do niedawna byłam na poziomie żłobkowym, który przejawia się mniej więcej tym, że biegi obserwuje się przypadkowo na ekranie laptopa, tudzież przypadkowo natrafia się na nie przerzucając kanały podczas świątecznej wizyty u rodziców. Bieganie leżało przez długi czas poza sferą moich zainteresowań (w zakładce „o nas” przeczytasz mojej traumie biegowej), więc informacje na ten temat przez lata skutecznie wypierałam z mojej świadomości. Ku zaskoczeniu mnie samej nadszedł jednak ten wielki dzień, w którym wyciągnęłam z czeluści szafy zapomniane od dawna buty do biegania i zaczęłam truchtem przemierzać pierwszy kilometr, drugi, trzeci… Etap przedszkolny oprócz samej fascynacji nową umiejętnością przemieszczania się na własnych nogach nieco szybciej niż podczas zwykłej przechadzki, przejawia się też wyostrzeniem uwagi na biegaczki i biegaczy dookoła. Okazuje się, że jest ich całkiem sporo. Nagle kolega z pracy okazuje się być maratonistą, zaprzyjaźniona aktywistka biega już od dawna półmaratony, chłopak współlokatorki rozważa udział w ultramaratonie, a kolejna koleżanka planuje przebiec dookoła jezioro Wigry, bagatela 13 km w pogoni za bobrem (bieg za bobrem organizowany jest jakoś w sierpniu). Mechanizm jest prosty, wystarczy wspomnieć: „wiesz, zaczęłam biegać”, w ten oto sposób częściej niż się spodziewam słyszę sakramentalne „ja też biegam”.  Od przybytku głowa nie boli więc pogawędki na temat biegania, a zwłaszcza trudnych początków i pokonywaniu kolejnych granic ustawianych przez nas samych, działają na mnie motywująco i chcę więcej.

Mój cel jest adekwatny do możliwości: 5 km w czerwcowym biegu kobiet. Tutaj ukłon w stronę Marty - inicjatorki akcji „kropelki na kilometry”, bo o biegu dowiedziałam się właśnie z tego bloga i to ona zmotywowała mnie do wzięcia w nim udziału. Najpierw się więc na bieg zapisałam, później się przestraszyłam że nie dobiegnę do mety, to z kolei zmotywowało mnie do regularnych treningów. Powolutku odnajduję się w nowej rzeczywistości i po prostu, jak to przedszkolak, cieszę ogromnie z nowej zajawki. Coś tak czuję w kościach, że na 5 km się nie skończy.  

Kasia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz