poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Tym razem na poważnie. Boston.



 
Otwieram rano komputer. Uśmiecham się do siebie, czeka mnie dobry dzień. W ręku mam kubek gorącej herbaty z cytryną, za oknem świeci słońce. Chcę zobaczyć, czy ktoś napisał coś ciekawego na facebooku. Ręka z kubkiem staje w połowie drogi, odkładam herbatę, niech stygnie. Coś mnie ściska w żołądku, przeszła mi ochota na śniadanie. Wybuchy. Na maratonie. Ktoś nie żyje. Ktoś stracił nogę. Ktoś stracił brata. Ktoś straci pasje, nie będzie już biegać. Myślę sobie – to przecież może jestem ja. Nie ja per se, tylko ktoś, kto właśnie osiągnął swój cel, przebiegł pierwszy maraton w życiu. Patrzę cały czas na swoją fejsową ścianę i widzę jeszcze coś. Ktoś mówi, że w Afganistanie… że WSZĘDZIE w ciągłych aktach terroru giną ludzie. I przecież ja to wiem i wiem, że wszyscy to wiedzą, ale jakoś nie zgadza to mi się z moją dzisiejszą słoneczno herbacianą rzeczywistością. Czy jestem naiwna? OCZYWIŚCIE ŻE TAK! I to się nigdy nie zmieni.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz