Dzisiaj na trasie spotkałam się z eM natrętną. Kim ona jest? Nikim innym, jak moim paskudnym alter ego, osobą, która najbardziej ze wszystkiego lubi sapać, jeść ciastka i czytać książki, których bohaterkami są jakieś Jane, Elizabeth albo Marry. Dzisiaj, ponieważ po piątkowym bieganiu moje łydki nie zdążyły się zregenerować, zimny wiatr wiał mi w twarz, a na trasie nie spotkałam nikogo znajomego musiałam prawie całą drogą zmagać się z eM.
- Cholerny wiatr,
oczy Ci łzawią – eM.
- Wieje całkiem
przyjemnie, przynajmniej nie jest gorąco – ja.
- Czujesz to? Odcisk
ci się robi, beznadziejne masz te buty niby do biegania – eM.
- Buty są bardzo
wygodne – ja.
- Dobra, może i buty
masz wygodne, ale ty? Coś tak czuje, że z tymi łydkami dziś daleko nie
dobiegniesz. – eM
- Cholera, przymknij
się! Ja tu próbuję się skupić na krajobrazach. – ja
- Eee… Ale jakich
krajobrazach? Tu nie ma krajobrazów. – eM
- Krajobrazy są
wszędzie, trzeba się tylko skupić i je znaleźć. – ja
Sprytna jestem,
zajęłam czymś eM natrętną i w ten sposób mogłam spokojnie dokończyć trening.
Nie tak całkiem bo przeszłam do marszu po 28 minutach, a planowałam dziś 30
minut ciągłego biegu, ale nie jest źle. Łydki miałam jak kamienie do samego
końca i to mnie trochę martwi, ale pewnie to normalne.
A teraz coś o mojej
trasie i innych biegaczach :
Wychodzę biegać mniej więcej o tej samej
godzinie, więc w mniej więcej w tych samych miejscach spotykam tych samych
biegaczy. Najpierw mijam pana w białej
bluzie i granatowym szaliku. Zastanawiam się, jak to jest, że mu ta bluza jeszcze
nie zesztywniała od potu. Może codziennie ją pierze. Pan trenuje prawdopodobnie
boks, ponieważ za każdym razem, kiedy go mijam, wali niewidzialnego przeciwnika
pięściami. Wygląda to trochę tak, jakby walczył z ulotnymi przeciwnościami
losu. Minę ma taką, że wydaje mi się, że wygrywa. Jakieś 10 minut biegu później
mijamy się ze skoczną dziewczyną. Bardzo jest uprzejma, zawsze pozdrawiamy się
podniesieniem dłoni. Dziewczyna tak jak ja biegnie słuchając muzyki, ale jej
rytm jest trochę inny, trochę szybszy. Z nią minę się jeszcze raz, jak będę
kończyć kółko. Poza Skoczną Dziewczyną i Panem Bluzą jest jeszcze Człowiek
Wiatr, którego nazwałam tak, ponieważ podczas mojego treningu potrafi mnie
minąć niezliczoną ilość razy. Mam wrażenie, że on ćwiczy teleportację, nie
bieganie. Nie są to oczywiście jedyni biegacze w mojej okolicy, widzę ich nagle
całą masę. Jakby cały Ursynów biegał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz