Kochani nie wyobrażam sobie aby nie opisać dzisiejszego dnia, dzisiejszego biegu i wszelkich emocji z tym dniem związanych. Nie wiem od czego zacząć, myślę, że najlepiej od początku. Wzięłam się za pisanie o tak późnej porze, któraś w nocy z dwóch powodów:
- Z powodu braku czasu,
(jak zwykle), intensywny dzień za mną, sporo się działo oraz
- Z powodu emocji jakie
dziś przeżyłam. Nadal jestem bardzo podekscytowana i nie wiem jak zasnę.
Jestem rodowitą kwidzynianką i w
naszym mieście powstał Bieg Papiernika na 10 km, biegam od trzech lat i nigdy
wcześniej nie mogłam w nim wziąć udziału. Wyobrażacie to sobie!? W Twoim
mieście jest bieg i nie możesz pobiec, szlag mnie trafiał! Ale cóż, nie miałam
innego wyjścia jak poczekać do ukończenia 18-u lat i pokazać na co mnie stać!
Tak, tak, dobrze się domyślacie niedawno skończyłam 18 lat.
W końcu nadszedł ten wielki dzień.
Rano jako prawdziwa biegaczka z wysoko uniesioną głową leciałam na start, ha co
to za radość! Były to I zawody w tym sezonie biegowym, jak na I start można
zaliczyć go do udanych. Pogoda była wymarzona, ale dla kibiców, nie dla
biegaczy. 30 stopni w słońcu, a w cieniu to chyba jeszcze więcej. Biegłam i
czułam jak się ładnie rumienie. Nie ma nic lepszego jak doping w postaci
dzieciaków, którzy krzyczą z całych sił „dawaj, dawaj, jeszcze kawałek!”, „dasz
radę!” I jak tu nie dać rady? Przecież nie padniesz, tak więc endorfinki od
razu skaczą i lecę do mety. O czym ja miałam jeszcze wspomnieć? O pięknym
słonecznym dniu było, aa kolejnym wspaniałym aspektem tej imprezy była kolejna
możliwość spotkania „starych”, dobrych znajomych biegaczy. Tak naprawdę się nie
znamy, ale ciągle się spotykamy na tych samych zawodach , tak więc nie
wyobrażam sobie nie porozmawiania na różne tematy. Można powiedzieć, że troszkę
się znamy i jesteśmy jak jedna, wielka rodzina. Dzisiaj aż brakowało czasu na
rozgrzewkę, z każdym się chciało porozmawiać. Aż byłam zła, że muszę kończyć bo
trzeba się rozgrzać bo start tuż, tuż. Na szczęście po biegu byliśmy jeszcze w
stanie zamieć kilka słów. Doszło już do tego, że mam drugą rodzinę, właśnie
biegową. Mam mamę, tatę oraz dziadka biegaczy. Zazwyczaj jeździmy wspólnie na
zawody i tak się utarło. Najśmieszniejsze w tym wszystkim, a może i
najstraszniejsze jest to, że prawdziwi rodzice kompletnie nie mają do czynienia
ze sportem. Więc nie miałam wyjścia i znalazłam sobie nowych.
No cóż wynikiem nie ma się co chwalić,
gdyż bywały lepsze, ale dziękuje chłopakom na trasie którzy mnie dzielnie
wspierali i polewali wodą. Dziękuje Wam!! Pozdrawiam także wszystkich biegaczy
którzy to czytają i wiedzą co to znaczy suchość w ustach, oraz pragnienie wody.
Patrząc z perspektywy sytuacji w Sudanie to sobie nie wyobrażam żyć tak jak oni
i nie mieć bezpośredniego dostępu do wody. Kurcze po biegu nie wypić? Hello?
Wyobrażacie to sobie? Tak więc myślę, że nie ma co czekać tylko im pomóc
wybudować tą studnię, aby mieli ten komfort, albo chociaż namiastkę tego co my.
Pozdrawiam i zachęcam do
symbolicznych wpłat;)
Monika
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz